Papież Franciszek powiedział w czwartek, że w duszpasterstwie rodzin nie można stosować rygoryzmu i abstrakcyjnych, oderwanych od życia deklaracji. Otwierając wieczorem zjazd diecezji rzymskiej mówił, że nie istnieje "matematycznie precyzyjna" doktryna.

 

W improwizowanym wystąpieniu w bazylice Świętego Jana na Lateranie, której podstawą była niedawno opublikowana adhortacja apostolska o rodzinie “Amoris laetitia", Franciszek mówił o potrzebie przyglądania się konkretnym sytuacjom życiowym i przypadkom.

 

Wyjaśnił, że w trakcie dwóch synodów poświęconych tej tematyce potrzebny był "nie szacunek dyplomatyczny czy politycznie poprawny, ale pełen zaniepokojenia i szczerych pytań, których celem była troska" o rodziny.

 

Papież przedstawił receptę na duszpasterstwo rodziny w czterech słowach: “przyjmować, towarzyszyć, rozpoznawać i integrować". Zwrócił uwagę na potrzebę przyjmowania "rodzin zranionych".

 

Zapewnił, że jego posynodalna adhortacja jest całkowicie zgodna z nauczaniem Kościoła, nad czym czuwał kardynał Christoph Schoenborn.

Franciszek

 

Zdaniem Franciszka niepotrzebne są "konkluzje dobrze sformułowane, ale pozbawione życia" i "abstrakcyjne", a także ideologizowanie wiary poprzez skrupulatnie wypracowane systemy, które "ignorują łaskę".

 

Trzeba niestrudzenie "szukać obecności Boga w zmieniającej się historii" - dodał.

 

Zwracając się do księży, katechetów, pracowników duszpasterstwa papież apelował o to, by "obejmować wszystkie konkretne sytuacje" rodzinne i wychodzić naprzeciw i tym, którzy nie przychodzą do parafii. Ograniczanie się do tych, którzy uczęszczają - mówił - byłoby zbyt łatwe.

 

Franciszek wzywał, aby “nie porzucać kogoś dlatego, że nie staje na wysokości zadania, czego się od niego oczekuje". Prosił, by nie stawiać żadnych "ogrodzeń" i nie prowadzić "duszpasterstwa gett". Konieczny jest, wskazywał, "ewangeliczny realizm".

 

- To nie znaczy nie być jasnym w doktrynie - wyjaśnił. Stwierdził, że należy "unikać popadania w osądy i postawy, które nie uwzględniają złożoności życia", oraz "pryncypialnych deklaracji".

 

Trzeba "ubrudzić sobie ręce", tak, jak Jezus - oświadczył papież.

 

Przywołał swe doświadczenia z czasów posługi arcybiskupa Buenos Aires, mówiąc, że byli tam proboszczowie, którzy nie chcieli ochrzcić dzieci młodych samotnych matek.

 

Jedną z konsekwencji takiej postawy niektórych księży jest według papieża "straszliwy spadek urodzeń", także we Włoszech. - Jest tyle rodzin, które zamiast dzieci wolą mieć trzy koty - powiedział.

 

Po tych słowach Franciszek wyraził nadzieję, że “nie oskarżą" go obrońcy zwierząt, i zapewnił: "nie chcę nikogo obrazić".

 

Według papieża należy odrzucić w podejściu do rodzin tak rygoryzm, jak i nadmierne pobłażanie. Zawsze trzeba "zostawić miejsce na nawrócenie drugiego, a nie potępiać natychmiast" - powiedział.

 

- Większość małżeństw sakramentalnych jest nieważna, bo ludzie mówią sobie "tak" na całe życie, ale nie wiedzą, co mówią - ocenił Franciszek. Ważniejsze od samego sakramentu małżeństwa - dodał - jest to, by "sukienka panny młodej zmieściła się w kościele" i "by restauracja była blisko".

 

Wyznał, że widział wierność także w nieformalnych związkach; "wiele wierności" - dodał, przywołując przykład części Argentyny, gdzie ludzie się nie pobierają z powodu przesądu i obaw przed ślubem.

 

Wyraził opinię, że takie związki są "prawdziwymi małżeństwami". - Mają łaskę małżeństwa z racji wierności - oznajmił.

 

Krewnych, zwłaszcza teściów, przestrzegał przed nadmiernym ingerowaniem w życie rodziny. Franciszek zażartował: - Kiedy ciężarna kobieta podczas USG dowiaduje się, że będzie miała syna, od razu zaczyna przygotowywać się do roli teściowej.

 

za PAP/deon.pl