Na spotkaniu o. Tomasz przywołał termin „antropologia chrześcijańska”. Hmmm… pomyślałem , nie znam… Chętnie poznam. Więc jako miś głodny wiedzy skierowałem swe łapy do barci o nazwie Internet. No i rzeczywiście poza miodkiem wiedzy znalazłem też pszczółki różnych teologiczno – filozoficznych zawiłości .Tutaj chciałbym podzielić się artykułem ze strony communiocrucis.pl poświęconym Edycie Stein, Żydówce, świętej i męczennicy zabitej w Auschwitz, filozofce, której chyba główny krąg zainteresowań stanowiła właśnie antropologia chrześcijańska. Postaram się streścić wspomniane opracowanie pióra Piotra Hewelta OCD

.

 

Filozofka opisuje człowieka jako jedność złożoną z ducha, duszy i ciała. Jej wywody mają charakter dynamiczny i bardziej od definicji wartość znajduje w ukazaniu dynamiki relacji sfery duchowej, dusznej (czyli psychicznej) oraz cielesnej (materialnej). "Potrójnego podziału na ciało-duszę-ducha nie należy jednak rozumieć tak, jakoby dusza ludzka stanowiła trzecie królestwo pomiędzy dwoma już istniejącymi bez niej i niezależnie od siebie: w niej zbiegają się zmysłowość i duchowość i wzajemnie się splatają. I to właśnie odróżnia właściwe bytowanie duszy duchowej od bytowania duszy zmysłowej i czystego ducha. Człowiek nie jest ani zwierzęciem, ani aniołem, bo jest zarazem jednym i drugim. Jego cielesna zmysłowość jest inna niż u zwierzęcia a jego duchowość inna niż u anioła".

Dusza jest jakby przestrzenią w której spotykają się wszystkie elementy człowieka i która sobą łączy jego sfery zewnętrzne i wewnętrzne, płytkie i głębokie. Zaczepiona jest i w ciele i w duchu.„Jednak jako dusza w najwłaściwszym znaczeniu mieszka ona sama w sobie". Autor pisze: Dla przestrzennego zobrazowania rzeczywistości duszy korzysta Edyta Stein z metafory twierdzy duchowej wprowadzonej przez św. Teresę od Jezusa. W ujęciu Stein dusza stanowi przestrzeń, twierdzę z wieloma mieszkaniami. Przestrzeń ta nie jest pusta, wiele do niej może przeniknąć i zostać przyjęte. Strukturę twierdzy przejmuje praktycznie bez zastrzeżeń od św. Teresy, korzystając w ten sposób pośrednio z antropologicznej wizji św. Tomasza z Akwinu, na której Teresa zostaławychowana dzięki kontaktom z dominikanami. Mury obronne twierdzy stanowi ciało człowieka, zmysły i władze duchowe pełnia rolę mieszkańców zamku, sama zaś dusza przypomina zamek składający się z wielu komnat, mieszkań. Mimo określenia władze duchowe przypisanego pamięci, rozumowi i woli, ich działalność zawsze uwarunkowana jest przez zmysły.

Dusza podlega zmianom, posiada też możliwość rozwoju tak w sensie ogólnym, jak i w najważniejszym dla Świętej rozwoju wnętrza w poznaniu „głębi duszy”. Głębia ta będąca najbardziej wewnętrznym rdzeniem człowieka pozostaje zakryta, jakby w ciemności. Jednak istnieje możliwość poznania głębi duszy, gdyż przejawia się ona na zewnątrz i w swoisty sposób promieniuje. Stein mówi także o możliwości twórczego wpływania na ludzkie wnętrze i kształtowania go.

"Życie świadome podobne jest do rozjaśnionej powierzchni ciemnej głębi, która poprzez tę powierzchnię przejawia się. Jeżeli chcemy rozumieć ludzkie istnienie osobowe, musimy spróbować wniknąć w tę ciemną głębię" No tak, ale jak wniknąć i poznać tę wewnętrzną przestrzeń "Czy oprócz modlitwy jeszcze jakaś inna brama prowadzi do wnętrza duszy?". Optymistycznie stwierdza: "Całe życie duchowe duszy jest świadome i daje możliwość wglądu w siebie, nawet poza modlitwą. (...) Jedną z możliwości wejścia duszy do jej wnętrza daje jej obcowanie z innymi ludźmi, gdyż dzięki naturalnemu doświadczeniu kształtuje się w nas ich obraz, potwierdzający, że i oni także posiadają obraz nas samych; to z kolei pozwala nam popatrzeć na nas samych także od zewnątrz i poznać pewne nasze właściwości, ale rzadko przy tym wnikniemy w siebie głębiej". Jako inne impulsy mogące skierować człowieka do własnego wnętrza wymienia przykładowo: nagły wstrząs wewnętrzny czy zmiany zachodzące w okresie dojrzewania.

 

Postulat życia głębokiego jest chyba najbardziej charakterystycznym elementem systemu duchowości stworzonego przez Edytę Stein. - pisze autor. Rozwój ten jest ciągłym odkrywaniem i kontaktowaniem się ze swą głębią duszy, pozostaje nieustannym potencjałem dla zrozumienia ludzkiego życia. Nie będzie on jednak nigdy pełny, pozostaje zawsze tajemnicą i rzeczywistością ukrytą. Istota duszy jako tworu osobowo - duchowego nigdy nie stanie się do końca uchwytna.

W tym momencie pojawia się termin Ja. Ja jest tym punktem przemieszczającym się po komnatach wspomnianej wcześniej twierdzy wewnętrznej, a jednocześnie posiada swą indywidualną lokalizację. O ile to dobrze rozumiem jest czynnikiem odpowiedzialnym (tożsamym) za formę istnienia jaką jest życie świadome, jego przejawy zewnętrzne (emanację?) i uwewnętrznianie zewnętrznych doświadczeń. Jednocześnie miejscem spotkania ciemnej głębi i naszej świadomości.

Wobec tej ciągłej zmienności towarzyszącej życiu Ja, Stein podkreśla niejednokrotnie, że życie wewnętrzne, widziane jako świadome istnienie Ja, wymaga w pełni wolnego, osobowego odpowiadania na to, co do Ja przychodzi. Człowiek nie powinien zdawać się na impulsy czy zdarzenia; mimo ograniczenia jego wolności, jakie wynika z obecności w nim pierwiastka zmysłowego, powinien on swoje życie "trzymać w ręce". Osoba, zdefiniowana przez Edytę Stein jako "Ja świadome i wolne", powinna być "panią swych czynów", przez swe działanie ma wywieraćkształtujący wpływ na ciało i duszę, a także na otaczający świat, w pewnej mierze podległy jej psychofizycznemu działaniu.

W opisie człowieka konstruowanym przez Edytę ogromne znaczenie ma także zagadnienie Indywidualności i Relacjonalności. Człowiek podejmując dowolne działania jednocześnie wyciska na nich piętno indywidualności i realizuje społeczny(wspólnotowy/wspólnototwórczy) sens istnienia swojego i ludzkości.

Zachęcając do samodzielnej lektury pominę teraz ustępy poświęcone w artykule etyce, religijnej naturze człowieka oraz relacji z Bogiem i przejdę do opisu kondycji człowieka po grzechu pierworodnym jaki daje Święta.

I tak pisze na przykład: "Istnieją znaki rozpoznawcze, które ukazują, że ludzka natura, taka jak jest w rzeczywistości, znajduje się w stanie degeneracji. Należy do nich niemożność wewnętrznego przyjęcia stanu faktycznego i odpowiedzenia na niego według jego rzeczywistej wartości. Ta niemożność może być spowodowana pewną tępotą (rozumieć dosłownie) istniejącą już od urodzenia. (...) Szczególnie bolesne jest otępienie religijne".

Zostaje niedostępne dla człowieka najgłębsze wnętrze jego samego, a dusza stworzona do bycia jak najgłębiej - w rzeczywistości skupiona czy raczej rozproszona jest w komnatach zewnętrznych twierdzy duchowej.

Edyta chyba jako pierwsza zajęła się określeniem jakie skutki grzech pierworodny generuje u każdej z płci z osobna. Na temat kobiet pisze np.: "Grzech pierworodny -jak całą naturę ludzką -obciążył też naturę kobiecą zahamowaniami utrudniającymi jej właściwy rozwój i prowadzącymi do typowej degeneracji, jeśli się temu nie przeciwdziała. Nastawienie na to co osobiste dochodzido niezdrowego przerostu zajmowania nadmiernie siebie i innych własną osobą, do próżności, potrzeby pochwał i uznania, niepohamowanej potrzeby udzielania się; może to przybrać także formę przesadnego interesowania się drugimi, ciekawości, plotkarstwa, niedyskretnego wdzierania się w intymne życie innych. Kobiece zaś nastawienie na całość prowadzi łatwo do rozczłonkowania sił, odrazy do podjęcia koniecznego, obiektywnego zdyscyplinowania pojedynczych dyspozycji, dopowierzchownego ślizgania się po wszelkich dziedzinach; w stosunku do innych natomiast nacechowany jest wtedy nadmiernym pomniejszeniem ich, tak sprzecznym z funkcją macierzyństwa. Rozumiejąca drugiego człowieka towarzyszka zamienia się w intruza nie cierpiącego cichego, dyskretnego dojrzewania, dlatego nie działa twórczo, lecz hamuje i przeszkadza. Miejsce radosnej służby zajmuje pragnienie panowania. Ileż nieszczęść małżeńskich, ile obcości między matkami i dorosłymi, lub dorastającymi dziećmi sprowadziła taka degeneracja". Oczywiście i mężczyźni mają sobie przypisane skutki grzechu, jednak chcących poznać – jakie, odsyłam do tekstu . Skutki grzechu nosi na sobie też cała natura. Stein sugeruje, iż fakt ciężaru życia wynika nie tylko z upadłej natury człowieka, ale i z oporu natury obarczonej jakimś kalectwem (mój termin).

W tym miejscu skończę, dalej autor wchodzi w zagadnienia mocno religijne jak również biograficzne dotyczące Edyty.

Jakub Stachowiak

 

Źródło: http://www.communiocrucis.pl/index.php/antropolog