8 miesięcy bez wpisu w kronice... No cóż, tajm gołs baj... Jak mawiał Bogart do najpiękniejszej kobiety świata.
Jedno co można stwierdzić, to że nie próżnowaliśmy.
W czasie wakacji spotykaliśmy się półoficjalnie: a to na łączce, a to w kinie na dziwnym filmie, a to na grillu, a to na ognisku w lasku Eli i Janka, a to na ławeczce zamkniętego lokalu, a bywało że i pod czujnym okiem Pawła - w podziemiach muzeum.
W tym czasie nasz nowo przybyły przeoro-proboszcz o. Tomasz przewodził dzielnie remontom dominikańskich lochów. Po remoncie, dzięki skuciu tynków, lochy odzyskały preferowaną przez dominikanów średniowieczną surowość, a kuchnia uzyskała okienko do wydawania posiłków skazańcom.
Od października zgłębialiśmy nadal Ewangelię wg Marka i weszliśmy w trzeci już sposób znajdowania w niej inspiracji.
Równolegle ukulturalnialiśmy się na wszelkie możliwe sposoby - właściwie to ukulturalniała nas głównie Agnieszka, będąca wśród nas takim kulturalnym odpowiednikiem Pawła wśród pogan.
Tuż przed Bożym Narodzeniem była okazja do podzielenia się opłatkiem, a po Świętach do pośpiewania kolęd przy rewelacyjnym akompaniamencie Maćka.
Potem przyszedł karnawał... Imieniny o. Tomasza okraszone cudownym tortem Beaty i Adama, oraz bezprzewodowym licznikiem pozwalającym Tomaszowi generować jeszcze lepsze wyniki... A potem ostatki, w które zabawialiśmy się (jak przy wszystkich chyba okazjach) naszymi wyśmienitymi kulinariami, kalamburami, aukcją dziwadeł, tańcem... A Justyna to nawet wyreżyserowała prawie obrazoburczą inscenizację tradycyjnego śląskiego zwyczaju "Pogrzebu basu" (o ile dobrze pamiętam nazwę). W bas bardzo sugestywnie wcielił sie Karel Gott, Tercet egzotyczny i 2+1...
Nie mogę pominąć bardzo miłego momentu, kiedy Paulina zaprosła nas na swój ślub 2 lipca. Gratulki dla Wybrańca :)
I jak to mówił królik Bugs: dzets ol folks