Mamy kolejny aborcyjnie gorący czas, znalazłem więc krótki, lecz treściwy artykulik na temat - ks. Kramera SJ
"Po raz kolejny przekonuję się o tym, jak bardzo nie potrafię precyzyjnie wyrazić swoich myśli i jak bardzo media społecznościowe sprawiają, że nie czytamy siebie nawzajem z dobrą intencją, ale robimy to, zakładając obronę własnych tez.
W wielkiej medialnej (i nie tylko) dyskusji na temat projektów nowych ustaw (z których jeden odpadł bardzo szybko) zabrałem głos i ja. Jednak czytając komentarze, widzę, że często nie zostałem dobrze zrozumiany. Dlatego chciałbym w tym wpisie zrobić coś w rodzaju podsumowania.
I tak:
1. Nigdy nie wypowiadałem się o projektach ustaw z bardzo prozaicznych powodów. Nie uważam, że ktokolwiek na tym świecie jest w stanie stworzyć prawo, które przewidzi wszystkie możliwe przypadki i sytuacje i będzie egzekwowane w taki sposób, by wszyscy czuli "zadowolenie". Po wtóre nie znam się na prawie, nie jestem prawnikiem i nie taka jest moja rola w tym świecie, by mówić, które ustawy są lepiej skonstruowane, a które nie. Po prostu to nie są moje kompetencje.
2. Tak, jestem za ochroną życia, ale już od lat mówię, że rozumiem ten zwrot w sposób holistyczny. Chciałbym, by prawo chroniło, to znaczy dawało możliwości rozwoju i wsparcie człowiekowi od poczęcia do naturalnej śmierci. Skoro chcemy chronić człowieka w fazie prenatalnej, to trzeba go wspierać również po urodzeniu. Skoro chcemy, by nie było możliwości wykonywania kary śmierci, to trzeba zrobić wszystko, by człowieka zresocjalizować. Mówiąc inaczej: nie możemy walczyć tylko o jeden moment w życiu człowieka, bo wtedy człowiek staje się tylko argumentem, a możliwość jego śmierci jest czymś, co można wykorzystać w walce politycznej i publicznej naparzance.
3. Przez ostatnie dni byłem zasypywany zdjęciami i filmami dotyczącymi patologii ciąży na różnych jej etapach. Tak, znam te "obrazki", sporo się o tym uczyłem, poznawałem. Nie mam swoich dzieci (serio) [BTW argument o swoich dzieciach jest zabawny, bo raz w moim przypadku jest zaletą, innym razem czymś, co mnie przekreśla w dyskusjach] i z tego powodu nie mam możliwość doświadczyć na własnej skórze, co to znaczy je mieć. Jednak podejrzewam, że gdybym je miał, usłyszałbym zapewne, że nie mogę dyskutować, bo nie mam dzieci chorych itp. Skądinąd wiem, że sporo osób dyskutujących (po jednej i drugiej stronie) także ich nie "posiada", ale to ich nie wyklucza. Mnie wyklucza jedynie koloratka, ale to tak na marginesie.
Tak więc mam świadomość patologii ciąży, ciężkich chorób genetycznych i nie tylko. Przy tym punkcie chcę wyraźnie powiedzieć, że kiedy dziecko w fazie embrionalnej jest chore w takim sensie, że zagraża życiu lub zdrowiu matki, to oczywiście jestem za tym, że nie wolno nam ocenić "odgórnie", że jedno życie jest ważniejsze od drugiego, ale że każde z nich - na ile to możliwe medycznie - musimy ratować. I jeśli w pewnym momencie kobieta albo rodzina podejmie decyzję, że "przesuwamy akcenty" na jedno z nich, to trzeba to uszanować. Ale zawsze śmierć jednej z osób musi być skutkiem, nie celem samym w sobie.
Przy tym punkcie chcę powiedzieć jeszcze następującą rzecz. Tak jak nie godzę się w przypadku środowisk pro-life na wykorzystywanie zdjęć abortowanych dzieci do walki z przeciwnikami, tak samo nie godzę się na wykorzystywanie zdjęć dzieci chorych do walki z środowiskami pro-life...."
Za deon.pl. Cały tekst pod linkiem poniżej