Jak można rozumieć obraz z katowickiego kościoła dominikanów.
Chciałbym Wam dziś zaproponować zabawę w podążanie za „króliczkiem”...
Wszyscy wiemy, jaki obraz wisi na ścianie ołtarzowej naszego kościoła, jest to coś takiego...
Wcześniej ściana przedstawiała coś na kształt komiksowej biblii pauperum z Jezusem, Eliaszem i Mojżeszem w scenie centralnej.
Obecność w tym miejscu obrazu zawdzięczamy dominikanom lub latom niewiele wcześniejszym. I już tutaj napotykamy na pewną ciekawą równoległość, gdyż obraz ten jest naśladownictwem pewnego znanego dzieła renesansowego. Widzimy zatem, jak po średniowiecznej biblii pauperum przychodzi czas na renesansowe ukazanie tematu biblijnego w sposób humanistyczny, następuje to przez odejście od hieratyczności świętych na rzecz ukazania ich w ludzkiej złożoności, a Jezusa w dynamice rozumianej nie tylko symbolicznie. Stając więc dzisiaj przed ołtarzem nasze myśli biegną ku apostołom, którzy kulą się jakby niegodni (Jakub), osłaniają oczy jakby wybudzeni z bezpiecznego snu (Jan), czy też usiłują swoimi kruchymi zmysłami dostrzec coś z niedostępnego i oszałamiającego ich wydarzenia (Piotr). Ile w tym przedstawieniu zostało ze średniowiecznej ikonografii zobaczycie, jeśli porównacie nasz obraz choćby z tym przedstawieniem, które realizuje ukuty schemat zwielokrotniany w licznych mozaikach i malowidłach.
Czy nam to coś zmienia? Oczywiście, że zmienia. Światło otaczające Jezusa jest namacalne, a jego postać przyciąga nas już nie tylko symboliką, ale plastycznością mówiącą: to Ja i moje ludzkie ciało zostaje otoczone chwałą w tym momencie, moje ciało tak podobne do Waszego.
Jednak idźmy dalej... Jak wspomniałem, obraz jest dosyć wiernym naśladownictwem znanego renesansowego malarza, Rafaela Santi i jego obrazu (właściwie jego części) zatytułowanego właśnie Przemienienie. Rafael, ulubieniec papieży, ale i każdego kto go spotykał miał ponoć osobowość pełną kultury i delikatności, co nie musiało wcale cechować artysty w owym świecie twórców zabijających się (czasem dosłownie) o zlecenia. Czterometrowe dzieło wymalował on w latach 1517-1520, można powiedzieć, że Marcin Luter publikował swoje tezy, a Rafael rozpoczynał gruntować deski pod wizję góry Tabor.Jego oryginał różni się od dzieła malarza z Katowic nie tylko kunsztem, ale i ujęciem sceny. Jak widać na załączonym obrazku, malarz z Urbino dolną część poświęcił ciekawej scenie, scenie nie przedstawionej właściwie w Ewangelii, bo opowiada o niej ojciec dziecka cierpiącego na epilepsję, a mającej miejsce w czasie, kiedy Jezus przebywał na Taborze. Jak pędzel uzupełnia i współbrzmi ze słowami Biblii nie podejmuję się interpretować... zróbcie to sami, jeśli zechcecie. Zwrócę tylko uwagę na słowa z Marka, gdzie Jezus wyjaśnia, że ten typ ducha wypędza się modlitwą i postem. Czy nie brzmi to jak polemika z owymi czasami papieży w siodle, w zbroi i w innych miejscach dla nich nie wskazanych? ta dolna część obrazu jest też, przestrzenią naszego życia, zachęcam do zastanowienia, która z postaci najbardziej jest poruszająca dla mnie... Napisałem, przed chwilą, że obraz ten powstał na desce (no, nie na jednej)... Tak, dokładnie tak jak ikony, bo przecież malarstwo na drewnie to nie wyłączna domena prawosławia, a w tym przypadku drewno było konieczne, bo obraz miał pełnić rolę kultową w jednym z francuskich kościołów.
Mamy więc cudowny materiał do medytacji dla katolików z Narbonne, bo Katowice niestety nie mogły cieszyć się myślą o oryginalnym Rafaelu na ścianie ołtarzowej któregokolwiek z kościołów... Nam zostają lokalni malarze zainspirowani arcydziełami, a to również nie mało. Wróćmy do naszych baranów (jakby to powiedział Marian). Otóż w Narbonne mogli się cieszyć myślą o Rafaelu – i na tym stanęło, bo gdy papież zobaczył gotowe arcydzieło, to chyba trochę jak Herod w reprymendach Jana, upodobał on sobie w uwodzicielskich napomnieniach Rafaela, choć... to raczej wydumałem... Tak, czy inaczej obraz znalazł się w ołtarzu kościoła San Pietro in Montorio, czyli w miejscu jak najlepszym, bo tradycyjnie uważanym za miejsce ukrzyżowania św. Piotra, a wszak postać Kefasa odgrywa w obrazie rolę niepoślednią... Widzimy go jak jako jedyny z trójki apostołów usiłuje przez palce i mrużąc oczy coś wyłowić ze spotkania; w końcu coś musiało go skłonić do propozycji postawienia trzech namiotów. Jednak Rafael jakby przykleja go do ziemi żółtym płaszczem zdrady, jakby chciał powiedzieć – Piotrowie wszystkich czasów, patrzcie jaka jest wasza kondycja, czym jest wasza władza, jeśli nie zobaczycie siebie we właściwym świetle. Nie stawiam sobie tu za zadanie interpretować całości obrazu, bo wykracza to poza moje wszelkie możliwości. Zależy mi raczej na pokazaniu korelacji z obrazem, który znamy z mszy u dominikanów, na podkreśleniu do jak bogatego zbioru znaczeń może odsyłać coś, po czym zwykle bezwiednie przesuwamy wzrok lub jeszcze gorzej.
Czy zdziwi Was, że Przemienienie towarzyszyło Santiemu w ostatnich chwilach jego życia, a potem zostało ustawione przy łożu zmarłego? Nie będę opisywał dalszych dziejów, choć też są pouczające, wspomnę jeszcze tylko o drobnym fakcie. Niedawno temu obraz należało poddać restauracji, wśród różnych faktów istotnych dla znawców okazał się także jeden istotny dla wszystkich. Rafael sylwetkę Jezusa namalował nagą po czym przyoblekł ją w szaty. Trudno zinterpretować to inaczej niż formę medytacji czy modlitwy, przecież jeśli chodziłoby tylko o zarysowanie sylwetki, aby udatnie namalować szatę – wystarczyłby szkic. W tej szacie jest Pan Jezus w całości ziemskiej powłoki. Miało to pozostać tajemnicą artysty, nowoczesne ustrojstwa pozwoliły nam w niej partycypować.
Podsumowując, mnie jest miło, kiedy myślę, że oryginał obrazu z naszego kościoła spoczywał kiedyś na miejscu ukrzyżowania św. Piotra, że jest efektem skojarzenia geniuszu i modlitwy, że udostępnia nam zagadkę dopuszczając do intymnego świata jednego z najwspanialszych malarzy w historii... Mam nadzieję, że trochę z tego uczucia przekazałem Wam :)
I to już wszystko, wypada jeszcze tylko wspomnieć, że tekst wiele zawdzięcza cudownej Bożenie Fabiani, a trochę takiej grubej książce o włoskim renesansie i różnym artykułom z netu na czele z Wiki.
Bardzo ciekawą interpretację samego biblijnego przemienienia zrobił o. Szustak, znajdziecie ją na Youtube.
Jakub Stachowiak
- Details
Edyty Stein antropologia - próba przybliżenia.
Na spotkaniu o. Tomasz przywołał termin „antropologia chrześcijańska”. Hmmm… pomyślałem , nie znam… Chętnie poznam. Więc jako miś głodny wiedzy skierowałem swe łapy do barci o nazwie Internet. No i rzeczywiście poza miodkiem wiedzy znalazłem też pszczółki różnych teologiczno – filozoficznych zawiłości .Tutaj chciałbym podzielić się artykułem ze strony communiocrucis.pl poświęconym Edycie Stein, Żydówce, świętej i męczennicy zabitej w Auschwitz, filozofce, której chyba główny krąg zainteresowań stanowiła właśnie antropologia chrześcijańska. Postaram się streścić wspomniane opracowanie pióra Piotra Hewelta OCD
.
Filozofka opisuje człowieka jako jedność złożoną z ducha, duszy i ciała. Jej wywody mają charakter dynamiczny i bardziej od definicji wartość znajduje w ukazaniu dynamiki relacji sfery duchowej, dusznej (czyli psychicznej) oraz cielesnej (materialnej). "Potrójnego podziału na ciało-duszę-ducha nie należy jednak rozumieć tak, jakoby dusza ludzka stanowiła trzecie królestwo pomiędzy dwoma już istniejącymi bez niej i niezależnie od siebie: w niej zbiegają się zmysłowość i duchowość i wzajemnie się splatają. I to właśnie odróżnia właściwe bytowanie duszy duchowej od bytowania duszy zmysłowej i czystego ducha. Człowiek nie jest ani zwierzęciem, ani aniołem, bo jest zarazem jednym i drugim. Jego cielesna zmysłowość jest inna niż u zwierzęcia a jego duchowość inna niż u anioła".
Dusza jest jakby przestrzenią w której spotykają się wszystkie elementy człowieka i która sobą łączy jego sfery zewnętrzne i wewnętrzne, płytkie i głębokie. Zaczepiona jest i w ciele i w duchu.„Jednak jako dusza w najwłaściwszym znaczeniu mieszka ona sama w sobie". Autor pisze: Dla przestrzennego zobrazowania rzeczywistości duszy korzysta Edyta Stein z metafory twierdzy duchowej wprowadzonej przez św. Teresę od Jezusa. W ujęciu Stein dusza stanowi przestrzeń, twierdzę z wieloma mieszkaniami. Przestrzeń ta nie jest pusta, wiele do niej może przeniknąć i zostać przyjęte. Strukturę twierdzy przejmuje praktycznie bez zastrzeżeń od św. Teresy, korzystając w ten sposób pośrednio z antropologicznej wizji św. Tomasza z Akwinu, na której Teresa zostaławychowana dzięki kontaktom z dominikanami. Mury obronne twierdzy stanowi ciało człowieka, zmysły i władze duchowe pełnia rolę mieszkańców zamku, sama zaś dusza przypomina zamek składający się z wielu komnat, mieszkań. Mimo określenia władze duchowe przypisanego pamięci, rozumowi i woli, ich działalność zawsze uwarunkowana jest przez zmysły.
Dusza podlega zmianom, posiada też możliwość rozwoju tak w sensie ogólnym, jak i w najważniejszym dla Świętej rozwoju wnętrza w poznaniu „głębi duszy”. Głębia ta będąca najbardziej wewnętrznym rdzeniem człowieka pozostaje zakryta, jakby w ciemności. Jednak istnieje możliwość poznania głębi duszy, gdyż przejawia się ona na zewnątrz i w swoisty sposób promieniuje. Stein mówi także o możliwości twórczego wpływania na ludzkie wnętrze i kształtowania go.
"Życie świadome podobne jest do rozjaśnionej powierzchni ciemnej głębi, która poprzez tę powierzchnię przejawia się. Jeżeli chcemy rozumieć ludzkie istnienie osobowe, musimy spróbować wniknąć w tę ciemną głębię" No tak, ale jak wniknąć i poznać tę wewnętrzną przestrzeń "Czy oprócz modlitwy jeszcze jakaś inna brama prowadzi do wnętrza duszy?". Optymistycznie stwierdza: "Całe życie duchowe duszy jest świadome i daje możliwość wglądu w siebie, nawet poza modlitwą. (...) Jedną z możliwości wejścia duszy do jej wnętrza daje jej obcowanie z innymi ludźmi, gdyż dzięki naturalnemu doświadczeniu kształtuje się w nas ich obraz, potwierdzający, że i oni także posiadają obraz nas samych; to z kolei pozwala nam popatrzeć na nas samych także od zewnątrz i poznać pewne nasze właściwości, ale rzadko przy tym wnikniemy w siebie głębiej". Jako inne impulsy mogące skierować człowieka do własnego wnętrza wymienia przykładowo: nagły wstrząs wewnętrzny czy zmiany zachodzące w okresie dojrzewania.
- Details